Film i KinoKULTURA I SZTUKA

Dziękuję, Pieseł!

Jeżeli w dzieciństwie należeliście do tej boleśnie nielicznej mniejszości, która uparcie stawiała 101 Dalmatyńczyków nawet ponad Króla lwa, zaciskaliście kciuki w nadziei, że rosły Spike w ostatniej chwili obroni Jerry’ego przed Tomem i jeżeli bardziej śmieszy was Pieseł niż Grumpy Cat, to koniecznie obejrzyjcie animowaną pozycję pod tytułem Mój pies Tulip. Ten film z pewnością nie zawiedzie żadnego niepoprawnego psiarza!

Psio-koci antagonizm to jeden z najpoważniejszych sporów w historii świata. Brzmi przesadnie? Nic podobnego. Przecież konflikt między zwierzętami trwa dłużej niż wojna stuletnia, (a propos, jeżeli zapytać o skojarzenie zwierzęcia z krajem to idę o zakład, że Anglia byłaby zestawiana głównie z flegmatycznym buldogiem, a Francja ze zblazowanym le chat noir – ikoną słynnego kabaretu). Poza tym spór jest tak intensywny jak pogoń za futbolówką zwaśnionych drużyn i bywa przedmiotem rozważań artystów, którzy relacjom tych gatunków niekiedy nadają wymiar metafizyczny. Na przykład Jerzy Pilch sytuował koty na oświeconym Akropolu, a psy strącał do platońskiej jaskini.

Polski pisarz (jakże niesprawiedliwie!) opisywał stosunki zwierząt następująco:

Kotu o coś uniwersalnego – poza żarciem – w życiu chodzi. Psu chodzi wyłącznie o żarcie. Kot nieustannie poznaje i studiuje rzeczywistość, pies ją oszczekuje tępo. Kot ma własną wizję świata, pies takiej wizji nie ma. Kot jest panem, pies jest niewolnikiem. Kot jest nadbudowa, pies jest baza. Kot ma pysk wredny, ale inteligentny, pies ma mordę poczciwą ale debilną. Kot jest wymagającym partnerem człowieka, pies jest jego ślepym i podatnym na upokarzające tresury lokajem. Pies nie ma tożsamości, ponieważ pies nie tylko chce być z człowiekiem, pies po prostu chce być człowiekiem, pies chce być ściśle jak człowiek. Kotu tego rodzaju upokarzająca i utopijna metamorfoza nawet do głowy nie przyjdzie. Kot chce być kotem. Kot ma wyraziście rozwinięte poczucie tożsamości, ma on też – w przeciwieństwie do psa – godność swej tożsamości. Kot jest królewskim przykładem istnienia spełnionego, pies jest wiecznym niespełnieniem, ucieleśnieniem odwiecznej, trywialnej skargi, iż nigdy nie jest się tym, kim by się chciało być.

Ta niewątpliwie krzywdząca opinia domaga się przeciwwagi. Otóż dwa dni temu minęła 56. rocznica wysłania pierwszego żywego stworzenia w kosmos – psa Łajki. Przytaczam fragment książki Antoniego Libery Godot i jego cień, w którym autor znakomicie uchwycił szlachetną esencję, jeżeli można się tak wyrazić, psiej idei:

(…) w przestrzeń kosmiczną leci pierwsze żywe stworzenie: pies Łajka, przyjaciel człowieka, jak zwą go nagłówki prasowe. Właśnie, przyjaciel. Wierny. Ucieleśnienie wierności. Wszak mówi się wierny jak pies. I temu przyjacielowi gotuje się taki los? Oswaja się go, głaszcze, zdobywa zaufanie, po czym zamyka w kapsule i wysyła w przestworza? Pies, przeszedłszy dziesiątki albo i setki prób, myśli… no, raczej c z u j e, że to się wkrótce skończy – ten pobyt w ciasnym pudle, dusznym i całkiem ciemnym (chyba nie ma tam światła?) – że ludzie, ci dobrzy panowie otworzą wkrótce zasuwę i tuląc go, poklepując, będą dawać w nagrodę ulubione przysmaki. Tymczasem nic podobnego. Mijają godziny, doby i nic się takiego nie dzieje. Cisza, kompletna cisza (co może być tam słychać? Sputnik nie ma silnika) i ciemność, nieprzenikniona. Kończy się tlen i żywność i oto kończy się świat – już nawet nie ze skomleniem.

Antagonizm gatunków oczywiście będzie trwał i nie siląc się już na obiektywizm i nie ukrywając swoich preferencji, chciałbym zaproponować w dzisiejszej rekomendacji film z gruntu psi. Obraz powstał na podstawie prozy Joe Randolfa Ackerley’a zatytułowanej Moja Tulipanka. Autor był pisarzem, redaktorem i wydawcą. Promował twórczość wielu brytyjskich poetów i pisarzy, na czele z Wystanem Hugh Audenem. W pierwszej scenie filmu widzimy bohatera na spotkaniu autorskim, w którym uczestniczy m.in. starszy mężczyzna w średnim wieku, z charakterystyczną siwą brodą wyłaniającą się spod bawełnianego golfu. To oczywiście Ernest Hemingway, jakiego znamy z popularnej fotografii. Ackerley jest więc człowiekiem kultury. To flegmatyczny sceptyk i brytyjski gentleman, choć nieprzesadnie dbający o swój wygląd (w oczy rzucają się choćby nieestetycznie zbyt długie rękawy jego marynarek). Co może się stać, gdy w jego wypełnionym książkami, niewielkim mieszkaniu w londyńskim Putney pojawi się owczarek alzacki, przedstawiciel rasy cokolwiek niesfornej?

Otóż może stać się wiele dobrego. Ackerley twierdzi wręcz, że piętnaście lat, które spędził z Tulipanką, to najlepszy okres jego życia. Pies potrafił ofiarować mu to, czego nie odnalazł w stosunkach z ludźmi – miłość i oddanie. Jednak mimo że tuż po zaadaptowaniu Tulipanka oddała swoje serce nowemu właścicielowi (zresztą z wzajemnością) to ich wspólny żywot pełen był sytuacji, które wprawiały Ackerley’a co najmniej w zakłopotanie. Autorzy filmu Paul i Sandra Fierlinger ukazują np. perypetie związane z poszukiwaniem weterynarza, zdolnego opanować buntowniczy temperament psa. Oschłość jednego z nich oburza, nieporadność innego (Ach! owczarki alzackie! Wszystkie takie same!) nieco bawi. Dopiero za kolejnym podejściem bohaterowie trafiają do Miss Canvey, istnej znawczyni psiej psychologii. Kobieta szczęśliwie poznaje się na Tulipance.

Na tym nie koniec trudów związanych z posiadaniem owczarka alzackiego. Poza przygodami weterynaryjnymi Ackerley’owi przychodzi sprzątać jego fekalia, łagodzić napięte relacje psa… z siostrą pisarza i wreszcie zapewnić Tulipance odpowiedniego partnera do kopulacji. Pisarz twierdzi bowiem, że jego pies powinien zaznać przyjemności seksu (co w przypadku tych zwierząt okaże się mocno wątpliwe) oraz zaspokoić potrzebę macierzyństwa. Ackerley wszystkie te obowiązki znosi zgodnie ze stereotypową brytyjską rezerwą. Odznacza się także wielkim oddaniem, zawsze biorąc stronę swojego psa – nawet (szczególnie?) gdy Tulipanka coś przeskrobała. Z kolei owczarek – jak twierdzi Miss Canvey – bezgranicznie kocha swojego właściciela. Wzajemność uczuć, jakie okazują sobie pies i jego właściciel przywodzi na myśl cytat z książki Zofii Nałkowskiej pod tytułem Między nami zwierzętami. Pisarka, która utrzymywała istny zwierzęcy folwark w swym podwarszawskim domu, napisała o ulubionej charcicy Dianie: Ona jest moim psem, a ja jestem jej człowiekiem.

Mój pies Tulip to film bardzo mocno osadzony w kulturze brytyjskiej. Poza angielskim inteligentem oglądamy tu londyńskie taksówki i piętrowe autobusy. Jest też ciemny pub i małe mieszkanie, zatłoczone ulice i sielankowa wieś. Gdzieniegdzie daje się usłyszeć angielski akcent i jego wielbicielom może być nieco szkoda, że partie Ackerley’a czyta Christopher Plummer. Mimo że Kanadyjczyk ma wspaniały głos i stara się brzmieć jak Anglik, to w efekcie daleko mu do londyńskiego akcentu. Wracając jednak do warstwy wizualnej – całość została namalowana nieco rozedrganą, nieregularną kreską. Rysunki wypełniono barwami zależnymi od pory roku: wiosną żywą i bujną zielenią, zaś jesienią ciemną i mglistą szarością. Obrazy niekiedy przybierają formę zgrabnie nawiązującą do przeżyć bohaterów. Na przykład w jednej ze scen Ackerley budzi się, nie odnajdując u swego boku Tulipanki. Gdy mówi o okropnej samotności, jaką wtedy odczuł, jego maleńki pokój rozrasta się do ogromnych rozmiarów, stając się dojmująco pustym. Dodatkowo autorzy wprowadzili do swojej animacji konwencję szkicu. Pojawia się ona między innymi, gdy Ackerley wspomina przeszłość lub rozmyśla o stosunkach ludzi i psów (notabene dochodząc do ciekawych konkluzji). Film jest narysowany pięknie, inteligentnie i różnorodnie. Z pewnością nie zawiedzie wielbicieli animacji. A i wspaniale byłoby, gdyby powstał komiks na podstawie Mojej Tulipanki i jej adaptacji.

Obraz Paula i Sandry Fierlinger kończy cytat bezpośrednio zaczepnięty z książki Ackerley’a. Stanowi znakomite podsumowanie rozważań pisarza nad stosunkami ludzi i psów – tak nierównymi i często bardzo niesprawiedliwymi. Nie zdradzając puenty filmu, przytaczam fragment prozy Brytyjczyka, korespondujący z opinią o psach zawartą w książce Antoniego Libery:

Była absolutnie wierna; nie miało dla niej żadnego znaczenia, kto ją karmi, głaszcze, zabiega o jej względy, ani też, przez jak długi czas trwają takie zabiegi. Jej wybór uczuciowy nie przemijał. Oddała mi serce u początków naszego współistnienia i serce to pozostało moje – wyłącznie moje – na zawsze.

Uszanowanko!

Bartosz Marzec

Mój pies Tulip”

reżyseria: Paul Fierlinger, Sandra Fierlinger

premiera: maj 2009 (świat)

produkcja: Stany Zjednoczone

Treść z archiwalnej wersji strony, stworzona przez autora bloga.

Jeden komentarz do “Dziękuję, Pieseł!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *