Jeżeli do Itaki wybierasz się w podróż
Byłem sam przeciwko całemu światu. Teraz jest nas dwoje, i nie mam się już czego bać! – zwrócił się niegdyś Mistrz Michaił Bułhakow do swej żony – Małgorzaty. W Półtora pokoju Andriej Chrzanowski ukazuje zmagania z bestialskim systemem już nie tylko Jego i Jej, ale także owocu, który wydali na świat – poety.
On, były oficer marynarki, któremu państwo z powodu jego pochodzenia rozkazało szukać innego zajęcia. Został fotoreporterem, pisał artykuły do mniejszych gazet, których znaczenie nie kuło w oczy partyjnej wierchuszki. Ona, tłumaczka języka niemieckiego, jego żona i przyjaciółka. Ich syn – Josif Brodski, poeta, któremu państwo złożyło propozycję nie do odrzucenia.
Let my people go, śpiewa Louis Armstrong w Go down Moses. Piosenka ta w innym, nieco przekornym kontekście pojawia się w filmie. Brodski pod przymusem wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, zdobył literackie uznanie – został uhonorowany literacką Nagrodą Nobla w roku 1987, osiągnął pozycję uniwersyteckiego profesora literatury. Prawdopodobnie do Rosji nigdy nie powrócił. Podróż duchowa poety do jego Itaki – egipskiego, greckiego i rzymskiego Petersburga (w niniejszym tekście będę zachowywał obecną oficjalną nazwę tego miasta) jest jednym z tematów filmu Półtora pokoju.
Nikt lepiej niż poeta nie opisze fizjonomii i znaczenia swojego rodzinnego miasta. Toteż przytaczam w całości jeden z opisów Petersburga z eseju Mniej niż ktoś: (…) fasady i portyki – klasyczne, nowoczesne, eklektyczne, ze swoimi kolumnami, pilastrami, gipsowymi głowami mitycznych ludzi czy zwierząt – te ornamenty i kariatydy podtrzymujące balkony, te popiersia umieszczone w niszach obok bram nauczyły mnie więcej o historii naszego świata niż później książki. Grecja, Rzym, Egipt – wszystko to tam było, i wszystko zostało posiekane przez pociski artyleryjskie podczas bombardowań. A szara, odbijająca światło rzeka, która płynęła do Bałtyku, i na niej z rzadka holownik borykający się z prądem, nauczyła mnie więcej o nieskończoności i stoicyzmie niż matematyka i Zenon.
Petersburg jest kolebką rosyjskiej literatury, miastem, w którym wciąż żywe są duchy największych rosyjskich pisarzy oraz ich dzieł. Współczesny przewodnik pokaże wam gmach Trzeciego Wydziału, gdzie sądzono Dostojewskiego, ale także dom, w którym bohater jego powieści, Raskolnikow, zarąbał starą lichwiarkę – pisał Brodski. Reżyser Półtora pokoju stara się oddać tego specyficznego ducha miasta nad Newą. We wspaniałych zdjęciach Chrzanowski przedstawia proporcjonalną architekturę klasycystycznego Petersburga, zabierając widzów w nostalgiczny rejs po Newie. Pokazuje także piękny budynek w stylu mauretańskim, zrujnowany przez politykę mieszkaniową radzieckich komunistów, w którym mieszkał Brodski. Właśnie tam mieściło się tytułowe półtora pokoju – kilka skromnych metrów kwadratowych, które widziało marzycielskie dzieciństwo, intensywne dorastanie i intelektualną młodość bohatera filmu.
Brodski dzielił je z Ojcem i Matką. Po emigracji już więcej ich nie zobaczył. W eseju W półtora pokoju – jednej z głównych inspiracji reżysera filmu – pisał: (…) dwojgu starym ludziom, wlokącym się po niezliczonych państwowych urzędach i ministerstwach w nadziei otrzymania pozwolenia na wyjazd za granicę w celu odwiedzenia jedynego syna, powtarzano bez przerwy, przez całe dwanaście lat, że państwo uważa taką wizytę za bezcelową. Gdy spotkanie było już zupełnie niemożliwe, On i Ona poczęli towarzyszyć synowi w postaci dwóch wron. Ptaki pojawiły się w emigranckim życiu poety kilkanaście miesięcy po śmierci rodziców. W Półtora pokoju dwie wrony powracają do Brodskiego swoistym, wzruszającym refrenem. Ojciec pokazał dziecku Petersburg, prowadził na spotkania ze znakomitymi znajomymi (był wśród nich Dymitr Szostakowicz), na mecze miejscowego Zenitu. Matka troszczyła się o zdrowie i edukację młodego poety. Pewnego dnia gniazdo zostało opustoszone.
Można powiedzieć, że Chrzanowski pozwolił w swoim filmie mówić obrazom – mozaika wspomnień, widoków i powidoków wydobywanych z pamięci bohatera, jest podstawą narracji w Półtora pokoju. Dzieje się to może trochę kosztem słów, ale te przecież przynależą poecie i jego dziełu, notabene w filmie nie brakuje fragmentów twórczości Brodskiego, znakomicie dopasowanych do poetyckiego malarstwa kamery. Różne barwy – od czerni i bieli, przez sepię, po kolor – a także piękne, oniryczne animacje budują klimat podróży w głąb pamięci wybitnej postaci XX-wiecznej literatury.
Reżyser zaprasza nas do przebycia drogi z poetą ku jego rodzinnemu miastu, które ten opuścił dawno temu. Nie wiemy czy Brodski odbył pielgrzymkę do Petersburga. Politycznie i w teorii byłaby możliwa – ZSRR upadło w 1991, bohater Półtora pokoju zmarł w 1996. Brodski stwierdził kiedyś, że gdyby wybrał się do ojczyzny, byłaby to podróż cicha i anonimowa (jakby opozycja do hucznej podróży koleją transsyberyjską Aleksandra Sołżenicyna). Półtora pokoju pozwala wyobrazić sobie ten voyage sentimental. Droga prowadzi przez wspomnienia, wrażliwość i wyobraźnię, czyli to co dała artyście jego Itaka. Grecki poeta Konstandinos Kawafis, któremu Brodski poświęcił jeden ze swoich znakomitych dzieł eseistycznych, pisał niegdyś:
Bylebyś nie zapomniał nigdy o Itace,
o twoim przeznaczeniu – masz do niej dopłynąć.
Lecz nie śpiesz się w podróży.
Niech trwa długo – latami.
Lepiej byś był już stary, gdy dotrzesz do wyspy,
i na tyle zasobny w dobra tego świata,
by już nie oczekiwać od Itaki bogactw.
Itaka dała ci upajającą podróż.
Nie wyruszyłbyś w drogę, gdyby jej nie było.
Cóż więcej miałaby dać?
Bartosz Marzec
Półtora pokoju
reżyseria: Andrey Khrzhanovskiy (Andriej Chrzanowski)
premiera: 23 stycznia 2009
produkcja: Rosja
Treść z archiwalnej wersji strony, stworzona przez autora bloga.
Jak dla mnie spostrzeżenie w punkt
Ten tekst otwiera oczy na rzeczy, o których wcześniej nie myślałem.