Rykarda Parasol
Kontynuujemy nasz cykl Muzycy polecają filmy. Tym razem ważne dla siebie tytuły zdradza Rykarda Parasol.
Kilka filmów, które miały wpływ na moje życie:
Woody Allen – Miłość i śmierć (1975)
Arcydzieło Woody’ego Allena. Absurdalna, dowcipna, zwariowana komedia zabawiająca się rosyjską literaturą, na dodatek parodiująca filmy Ingmara Bergmana. Najlepsze w filmie są dialogi, stanowiące zawiłą, wielopłaszczyznową, filozoficzną i pseudointelektualną debatę o miłości i śmierci. Nie jestem pewna, czy da się to wyrazić w tłumaczeniu. W każdym razie, to właśnie pieczołowicie skonstruowany język jest kluczem do jego sukcesu. Te słowa są dla mnie jak muzyka.
Jean-Jacques Beineix – Diva (1981)
Mój licealny nauczyciel francuskiego kazał nam oglądać to w czasie zajęć. Byłam zbyt skupiona na muzyce, by przyswoić sobie jakąkolwiek lekcję językową. O ile pamiętam, kupiłam płytę z soundtrackiem jeszcze w tym samym tygodniu i to ona bezpośrednio zainspirowała mnie do nauki klasycznego śpiewu. Sama obecność Wilhelmenii Wiggins na ekranie miała niesamowitą moc i wywarła na mnie wielkie wrażenie.
Bob Fosse – Kabaret (1972)
Bob Fosse używa dekadenckiego, wulgarnego kabaretu jako lustrzanego odbicia niemieckiego społeczeństwa staczającego się w nazizm i takie przeplatanie rozrywki z historią społeczną staje się podstawą poruszającego i nietypowego musicalu. Wciąż to powtarzam, ale bez dobrego scenariusza byłby to po prostu kolejny film z piosenkami i tańcem, a Kabaret jest jednak dużo bardziej złożony. Od zawsze był to dla mnie przykład tego, jak muzyka może wspierać wspaniałą historię.
Woody Allen – Zbrodnie i wykroczenia (1989)
Czemu nie kolejny film Woody’ego luźno inspirowany kolejną rosyjską Powieścią? Jednak w przeciwieństwie do Miłości i śmierci, Zbrodnie i wykroczenia przyjmują poważniejszy, egzystencjalny ton, jako że to, co zabawne, opiera się tu na moralnym dylemacie z cokolwiek niemoralnym rozwiązaniem. Pamiętam, że ten film był dla mnie podstawą do poważnej dyskusji, gdyż takie skażone osobiste dylematy często bywają moim źródłem inspiracji.
Ondi Timoner – DIG (2004)
Oglądając ten film, miałam swój zespół dopiero od paru lat, ale dobrze znałam muzykę obu kapel. Słyszałam wiele historii. Sądzę, że mniej chodzi tu o rywalizację, która jest wykorzystana dla zwiększenia efektu, a bardziej o pasję artystyczną konfliktującą z obawami związanymi z sukcesem. Rozumiem wiele z tych przykrych, dysfunkcyjnych interakcji wewnątrz zespołu. Lecz, jak sądzę, największe wrażenie zrobiło na mnie to, że ten film chwyta moment, o którym zdążyłam zapomnieć – moment ekscytacji, którą czułam usłyszawszy muzykę po raz pierwszy. Warto go zobaczyć ze względu na zdjęcia z koncertów i świetny soundtrack.
Następna porcja rekomendacji WKRÓTCE.
Treść z archiwalnej wersji strony, stworzona przez autora bloga.
Tekst z serii ciekawych więc polecam kliknąć w link
Ogarnięcie tematu z takim tekstem jest dużo łatwiejsze. Sprawdźcie sami