Z sentymentu
NEXTPOP’s Tunnel Vision vol. 1: Slow Burning — kompilacja (2014) Next Pop
Niby dziwnym zbiegiem okoliczności wydaje się to, że poniższa recenzja powstaje dopiero u progu jesieni, mimo że premiera NEXTPOP’s Tunnel Vision vol. 1: Slow Burning miała miejsce latem. Jeśli jednak wsłuchać się w poszczególne kawałki, okaże się, że październik pobrzmiewa w nich dużo mocniej aniżeli sierpień. A sentymentalnych wycieczek w krainę melancholii nigdy za wiele.
Na pierwszy rzut oka składanka wytwórni NEXTPOP nie jawi się jako zbiór staranie wyselekcjonowanych pereł brzmieniowych i emocjonalnych, lecz dość jednostajna masa muzyczna. Akustyczno-elektroniczne zagrywki Finka, romantyzm Agnes Obel czy bodaj najbardziej znany nujazzowy kawałek The Cinematic Orchestra to mało, by zaskoczyć wprawnego słuchacza. Jeśli jednak da się tej płycie szansę i któregoś chłodnego wieczoru włączy takie I Just Can’t Bring Myself to Say the Words Thomasa Dybdahla, październik przestanie być taki smętny. Ten kawałek to czarująca romantyzmem i podskórną zmysłowością opowieść o tęsknocie, którą najlepiej oddają z pozoru nonszalanckie partie gitary w drugiej części. Lekko zalotny bas i nieśmiałe klawisze tworzą niesamowicie ciepłą aurę, dając podkład pod wspaniały aranż ubarwiony pięknym damskim wokalem. To pierwsza niespodzianka, jaką kryje Slow Burning — i nie ostatnia.
Przede wszystkim obecne są tutaj – poza zaznaczaną mimochodem zmysłowością – melancholia i tęsknota. Raz rozpisane na gitarę akustyczną i klawisze (Beautiful Girl Williama Fitzsimmonsa czy Sort of Revolution Finka), innym razem wybrzmiewające w samym tylko kobiecym wokalu (Riverside Agnes Obel) lub męskim falsecie ubarwionym krystalicznym dźwiękiem pianina i smyczków (Patience Low Roar, Red Arrow (John) Gem Club) – zawsze pokazują szerokie spektrum emocji. Pełne przestrzeni, pozornie chłodne, przejmujące aranże częstokroć kojarzą się z dorobkiem muzyków z Północy, by wymienić tylko Ólafura Arnaldsa czy Sóley, jednak nie da się zamknąć ich w tak wąskiej klasyfikacji. Czuć tu i Bon Ivera, i folkpopowe inklinacje, a nawet odrobinę elektroniki, dzięki czemu całość Slow Burning jawi się rzeczywiście jako solidnie przemyślany zbiór chwytających za serce aranżacji. Najbardziej zapadają w pamięć utwory o dużej rozpiętości emocjonalnej, które zaskakują pomysłowością w łączeniu różnych motywów. Tutaj naprzód wysuwa się zwłaszcza Twice w wykonaniu Little Dragon, znanych z raczej energiczniejszych piosenek. Być może dzięki temu kontrastowi i błyskotliwemu użyciu prostego motywu na pianino zespół osiągnął zamierzony efekt. Narastający dźwięk klawiszy ujętych w elektroniczne wstawki i snujący się wokal robią wrażenie, mimo że muzyka nie jest szczególnie skomplikowana. Jednak wejście smyczków i kolejne śmiałe efekty komputerowe, a także operowanie nonszalanckim, zmysłowym głosem przez Yukimi Nagano hipnotyzują tak bardzo, że trudno przejść do kolejnego kawałka.
Little Dragon
Podobnie jest z Patience Low Roar, gdzie emocje oparte są na głębokim brzmieniu basu i smyczków, a także niskich tonach wyśpiewywanych przez wokalistę. Pełen przestrzeni i podskórnego niepokoju utwór zmusza do cierpliwego wniknięcia w swoją strukturę, a gdy już się to zrobi – emocje, jakie obnaża muzyk, poruszają do głębi. Jesienny klimat Patience pod koniec ustępuje jednak miejsca wysokim tonom skrzypiec, dzięki czemu zawarta w nim tęsknota nie przytłacza. To jeden ze sposobów, jakie NEXTPOP znalazło na październik – drugim są spokojne, bardzo lekkie kawałki, które zachwycają aranżacyjną pomysłowością. To lekko indiepopowe Over the Ocean Here We Go Magic, kojarzące się z ostatnimi dniami wakacji nad morzem, gdzie na pierwszy plan wybijają się – znów! — klawisze, jednak tutaj podrasowane elektronicznie. Ich odrobinę wesołe brzmienie nadaje składance zbawiennej przestrzeni, niwelując ciężki melancholijny klimat większości utworów. Podobnie działa nieśmiertelne To Build a Home The Cinematic Orchestra, jeden z najpiękniejszych nujazzowych utworów, jakie kiedykolwiek powstały. Krystaliczny, falsetowy wokal Patricka Watsona i niespieszne partie pianina razem z wchodzącymi później smyczkami tworzą autentyczne wrażenie ciepła domowego ogniska.
Slow Burning ma jednak jeszcze jedną, zupełnie odmienną od reszty twarz, którą reprezentuje jeden tylko kawałek. Mroczne, niepokojące i genialnie zaaranżowane Wait for It to przykład inteligentnie wykorzystanych inspiracji różnymi gatunkami muzyki elektronicznej, a przede wszystkim kwintesencja kreatywności BOKKI. Polski zespół już debiutanckim Bokka udowodnił, że ma nietuzinkowy pomysł na siebie i wniósł pożądany powiew świeżości na rodzimy rynek muzyczny. Różne patenty przekuli na album pełen zarówno wycofanych, delikatniejszych kawałków, jak i tych z pazurem, wzbudzających gwałtowne emocje, zaś Wait for It to krok dalej w kierunku ugruntowania własnego stylu. Zaczynający się mocnym, pulsującym bitem od razu wrzuca odbiorcę w duszny, odrobinę odrealniony świat. Rozpędzone elektroniczne pasaże pełne śmiałych zwrotów akcji i barokowego przepychu kojarzą się z jednej strony z twórczością Austry, z drugiej zaś gdzieś w tle pobrzmiewa The Knife z okresu bardziej electropopowych zagrywek. Choć Polacy nawołują do poczekania na to, co szykują, jasne jest, że od razu bezpardonowo wykładają karty na stół jako bodaj najlepszy obecnie rodzimy zespół elektroniczny. Tym samym kończą też sentymentalną wędrówkę przez jesienne ścieżki, rozniecając na nowo płomień dogasającego ogniska.
5kilo kultury jest patronem medialnym wydawnictwa.
Monika Pomijan
Tekst pozyskany z archiwalnej wersji strony. Napisany przez autora bloga.
To jest esencja tego, co lubię w blogach.
Bardzo interesujący temat!