Wakacje, nie urlop!
W jednej z pierwszych rekomendacji Olek Adamski polecił wam swoje ulubione utwory, towarzyszące mu przy wyjazdach. Ja w przeciwieństwie do wielu nie jestem zwolennikiem pojedynczych numerów. Zdecydowanie preferuję całe płyty. Dlatego też dziś o dwóch znakomitych, wakacyjnych krążkach, które umilą czas. Obojętnie czy wakacje spędzacie w rozjazdach, czy w dusznym mieście.
Płyny – Vacatunes (2012) Thin Man Records
Zacznę od pozycji z zeszłego roku. Wydane przez Płyny Vacatunes są jedną z lepszych rzeczy, które można włączyć w skwar taki, jaki obecnie panuje za oknem. Jak bowiem denerwować się na upalne lato w mieście w momencie, gdy Igor Spolski wraz z Olą Bilińską śpiewają, że Pogoda jest sexy. Ten album pełen jest niesamowicie przyjemnych i letnich brzmień, sprawdzających się właśnie wtedy, gdy najgorętsze miesiące w roku spędzamy w betonowej dżungli. Oczywiście nie oznacza to piosenkowej nudy, bo na Vacatunes jest na tyle interesująco, że można się na nim skupić nawet przy 35 stopniach w cieniu (sprawdzone osobiście). Na płycie, obok leniwo snujących się utworów (Naklejka, NRF FM), stoją m.in.: zadziorna Mała sobota czy też utrzymany w przedwojennej stylizacji Life on Wars. Oczywiście nie można zapomnieć o Wojnie polsko-ruskiej w PKiN oraz kończącym cały album utworze Vacatunes. Właśnie w nim pada fragment podsumowujący całość produkcji, gdzie Ola Bilińska śpiewa: Nigdy nie mów urlop na moje wakacje. I wy też nie pozwólcie sobie na zamianę tych słów.
Igor Spolski & The Dudes – Lewe Racje (2013) Wyd. własne
Drugi krążek, który tutaj opisuję jest materiałem nieco starszym, chociaż jako wydawnictwo ukazał się dopiero pod koniec czerwca tego roku. Wspomniany wyżej lider Płynów, Igor Spolski, oprócz swoich muzycznych pasji jest także zapalonym podróżnikiem. Właśnie w trakcie jednej z wypraw (Nepal, Malayalam, Andamany) wpadł na pomysł stworzenia płyty będącej zapisem tego, co spotkało go w południowo-wschodniej Azji. Wraz z The Dudes (Izabela Lamik oraz Michał Lamża) stworzył niezwykle ciekawy, pełny różnorodnych brzmień album. Warstwa muzyczna wyróżnia się niezwykle bogatym instrumentarium. Oprócz wszędobylskiego ukulele usłyszymy także perkusję, wiolonczelę, tamburę, harmonę, mandolinę i cymbałki. Wszystko po to, by odtworzyć klimat charakterystycznego miejsca jakim jest Nepal. Jednak to nie delikatne melodie najbardziej wciągają w całym koncepcie, a opowiadane przez Spolskiego historie. Już od czasów pierwszej płyty Płynów muzyk znany był jako naprawdę niezły tekściarz. Na Lewe Racje prezentuje się niczym bard snujący historię o swoich przygodach. Dzięki dobrej narracji Spolski szybko zdobywa sympatię słuchacza. Całość jest przekazana w taki sposób, że z każdą kompozycją jesteśmy coraz ciekawsi tego co stanie się dalej. Album, przynajmniej według mnie, jest wyjątkowo trafionym materiałem na podróże. Nawet gdy przemieszczacie się nagrzanym pociągiem, uwierzcie mi, Dehlicje i reszta piosenek uprzyjemnią wam drogę, jak i całe wakacje.
Daniel Kiełbasa
Tekst pozyskany z archiwalnej wersji strony. Napisany przez autora bloga.
Autor ma naprawdę ciekawą perspektywę.