15. Tydzień Kina Hiszpańskiego: Jak zostać Baskiem
Komedia Jak zostać Baskiem, nominowana do pięciu nagród Goya, otworzyła warszawską edycję 15. Tygodnia Kina Hiszpańskiego. Jej twórcy zgrabnie połączyli dwie formuły, które wydają się w tym gatunku niemal gwarancją sukcesu: komedię romantyczną oraz bazującą na międzyregionalnych uprzedzeniach komedię pomyłek.
Główną osią filmu jest relacja między pochodzącym z Sewilli Rafą a Baskijką Amaią. Rafa to typowy hiszpański macho – modnie ubrany, prowadzący swobodne życie i traktujący kobiety w przedmiotowy sposób. Ona jest skromną dziewczyną z północy kraju, a wycieczka do Andaluzji miała być dla niej tylko chwilowym szaleństwem przed spodziewanym ślubem z wieloletnią miłością, Antxonem. Problem w tym, że zaręczyny zostały zerwane, przez co atmosfera wieczoru panieńskiego daleka jest od radosnej. Co więcej, Amaia wraz przyjaciółkami staje się obiektem drwin, w których prym wiedzie właśnie pracujący w restauracji Rafa. A ponieważ przeciwieństwa się przyciągają, nietrudno zgadnąć, że między dwójką bohaterów prędzej czy później musi zaiskrzyć. Po dość nietypowej nocy dziewczyna ucieka do swojej małej ojczyzny, ale wcześniej rozkochuje w sobie chłopaka, który natychmiast postanawia podążyć jej tropem – i zostaje zmuszony do przemyślenia swojego spojrzenia na pogardzaną do tej pory baskijską kulturę.
Jak nietrudno odgadnąć, taki niezbyt oryginalny punkt wyjścia to jedynie pretekst, by pokazać na ekranie całe spektrum żartów i stereotypów dotyczących obu grup etnicznych. Baskowie brzydko się ubierają, noszą kolczyki, mają śmieszne nazwiska i nieustannie manifestują swoją niepodległość; z kolei Andaluzyjczycy są beztroscy i gościnni, cały czas spędzają na słuchaniu flamenco, a ich mieszkania zdobią podobizny byków i innych hiszpańskich symboli. Nie wszystkie aluzje będą zrozumiałe dla polskiego widza (z tych dotyczących baskijskich nazwisk najmocniej zaśmieją się zapewne kibice śledzący rozgrywki piłkarskiej La Liga), ale wystarczy pobieżna wiedza o kulturowej odmienności Basków, by na filmie Emilio Martíneza Lázaro znakomicie się bawić. Autorzy mieszają hermetyczny humor z tym nieco bardziej uniwersalnym, dzięki czemu Jak zostać Baskiem można oglądać po prostu jako inteligentną komedię romantyczną (tak, to możliwe!), która gwarantuje nieustanne salwy śmiechu i nie pozwala nawet na chwilę oddechu.
Na tym morderczym chwilami tempie traci niestety wiarygodność scenariusza. Twórcy nie zawsze mają pomysł na doprowadzenie scen do odpowiedniej puenty, ratując się brawurowymi elipsami – które w zamyśle mają być zapewne humorystyczne, ale zamiast tego pozostawiają widzów z poczuciem zakłopotania. Receptą na to jest jeszcze więcej fabularnych komplikacji i jeszcze więcej żartów – aż do spodziewanego finału, poprzedzonego mało przekonującym zwrotem akcji. Logika zdarzeń w przypadku komedii jest oczywiście zawsze nieco umowna, ale można odnieść wrażenie, że autorzy Jak zostać Baskiem wystawiają cierpliwość odbiorców na zbyt dużą próbę, komponując poszczególne sceny w taki sposób, by wydarzenia były zaledwie tłem dla kolejnej porcji słownych przepychanek. Na szczęście te szybko się nie nudzą – przyprawienie wątku miłosnego szyderczymi i niepoprawnymi politycznie (choć dalekimi od seksualnej tematyki) żartami zdradza zaskakująco duży potencjał, dzięki czemu udaje się uciec od sztampowego humoru bazującego na relacjach damsko-męskich. Lázaro szuka inspiracji raczej w takich produkcjach, jak Jeszcze dalej niż Północ czy Nietykalni – podobnie jak autorzy tamtych filmów, tak i on zdaje się wierzyć, że najlepszą metodą na brak zrozumienia i tolerancji jest wypowiedzenie wszystkich stereotypów i resentymentów na głos. Nawet jeśli jego podejście jest nieco naiwne, to przynajmniej skutkuje dość udanym filmem – bo spełniającym swój cel, jakim jest rozśmieszenie widzów.
Marcin Sarna
Jak zostać Baskiem
reżyseria: Emilio Martínez Lázaro
premiera: 14 marca 2014 (świat)
produkcja: Hiszpania
Treść z archiwalnej wersji strony, stworzona przez autora bloga.
Nietuzinkowe podejście do tematu. Sprawdźcie, zapraszam
Dla tych, którzy nie wiedzieli albo wiedzieli za mało – sensowna dawka wiedzy